Człowiek, pies, lew i mysz

Bajka ludów Bantu

Dzień budził się dopiero do życia. Słońce nieśmiało wychylało się zza horyzontu, a pewien myśliwy już przemierzał busz. Towarzyszył mu pies. Mężczyzna stąpał cichutko, żeby nie spłoszyć zwierzyny. Przyszedł tu bowiem po to, żeby coś upolować, ponieważ jego spiżarnia świeciła pustkami. Miał wielką nadzieję, że nie powróci do chaty z niczym.

Nagle spostrzegł, że sierść psa gwałtownie się zjeżyła. Przyłożył więc strzelbę do oka i wystrzelił. Szczęście mu dopisało i upolował piękną sztukę.

– To dzięki twojej, piesku, czujności będę miał co jeść – powiedział i czule pogłaskał swojego pupila, po czym poszedł sprawdzić, czy zwierzę jest martwe.

W tej samej chwili pojawił się lew. Wyglądał bardzo groźnie.

– I cóż ja widzę! Upolowałeś zwierzę – powiedział lekko szczerząc kły. Człowiek na widok lwa wystraszył się, ale któż by się nie bał, widząc jego groźne uzębienie.

– Taka już kolej rzeczy, żeby przeżyć, muszę coś upolować – odpowiedział pokornie.

– Ależ ja nie mam nic przeciwko temu. Ty upolujesz zwierzę, a ja ciebie – zaśmiał się lew.

Mężczyznę, choć był naprawdę silny i odważny, oblał zimny pot. Sytuacja bowiem była niewesoła. Pomyślał sobie, że nie zdąży już załadować strzelby, bo lew wcześniej z nim się rozprawi.

– Jestem już stary i nie wiem, czy nie dostaniesz po mnie niestrawności – próbował obrócić w żart słowa przeciwnika i zyskać trochę na czasie.

Wydawało się, że lwu spodobały się słowa myśliwego, bo przez chwilę śmiał się do rozpuku. Jednak po pewnym czasie spoważniał i znowu spojrzał na niego groźnie.

– W takim razie mam dla ciebie inną propozycję – rzekł.

– Liczę, że odstąpisz od poprzedniego zamiaru – myśliwy z nadzieją spojrzał na ogromnego lwa.

– W pewnym sensie tak – odpowiedział lew. – Otóż ty zjesz zwierzę, pies zje ciebie, a ja psa.

– A ja zjem lwa – rozległ się czyjś cieniutki głosik.

Wszyscy jak na komendę zwrócili się w stronę drzewa, spod którego dochodził głos. Zobaczyli maleńką norkę, z której wystawał ryjek myszki, a po chwili ukazała się w całej okazałości. Lew skoczył w jej kierunku, chciał się z nią natychmiast rozprawić. Jej zuchwałość doprowadziła go do wściekłości. Mysz jednak uciekła i skryła się w innej dziurze. I tak rozpoczęła się niecodzienna gonitwa. Mysz tu, lew za nią. Mysz tam, on prawie przy niej. Już mu się wydawało, że ma ją pod łapą, a jednak było to tylko złudzenie. I tak mysz wodziła lwa za nos jeszcze przez parę chwil. Kiedy ten strudzony powrócił na miejsce, gdzie zostawił myśliwego, zastał je puste. Nikogo już tam nie było. Ze skwaszoną miną opuszczał polankę, bo zrozumiał, że został wystrychnięty na dudka.

Podczas gdy lew uganiał się za myszą, myśliwy zabrał upolowaną zwierzynę i razem z psem natychmiast opuścili pechowe miejsce. I już przez nikogo nie niepokojeni bezpiecznie dotarli do chaty. Tu po pewnym czasie mężczyznę odnalazła mysz i rzekła do niego:

– Uratowałam ci życie, czy coś za to otrzymam?

– Jestem ci bardzo wdzięczny – powiedział człowiek. – Rzeczywiście, gdyby nie ty byłoby ze mną krucho, dlatego od tej chwili możesz jeść wszystko, co znajduje się w mojej chacie.

Od tego czasu myszy żyją w ludzkich domostwach i jedzą wszystko, co tam znajdą.

Oprac. na podstawie tłumaczenia

s. Alicji Gołębiewskiej FMM

źródło: Świat misyjny 6/2008