Jak powstały góry?

Z australijskich legend

Dawno, dawno temu cały kraj był jedną wielką równiną. Gdzie byś nie sięgnął okiem, nie było tam najmniejszego pagórka. Na tych bezkresnych równinach żył sobie kozioł o imieniu Mandya i kangur Urdlu. Ich ulubionym pożywieniem, a czasem jedynym były korzenie i listki dzikiej gruszy. Niejednokrotnie bywało, że gromadzili je w dziurach, specjalnie wykopanych w ziemi, służącym im za spiżarnię. I choć obydwaj świetnie się znali, bo spędzali ze sobą dużo czasu, to jednak nie znali swoich kryjówek. Kangur był bardziej zaradny i potrafił zgromadzić sporo zapasów, natomiast Mandya żył dniem bieżącym. Stąd też, gdy nadeszły czasy posuchy, Urdlu nie odczuwał głodu, za to kozioł daremnie błąkał się po okolicy poszukując jedzenia. Z każdym dniem był coraz chudszy, a jego boki coraz bardziej zapadały się do środka. Aż żal było na niego patrzeć. Pewnego dnia nie wytrzymał, schował dumę do kieszeni i udał się do kangura.
– Daj mi trochę korzeni, bo padam z głodu – poprosił. – A bardzo proszę, mam ich nawet trochę przy sobie – odpowiedział Urdlu i wyciągnął z torby kępkę korzonków. Mandya rzucił się na jedzenie.
– Pyszne! Bardzo ci dziękuję. Skąd je masz, przyjacielu? – zapytał, kiedy zjadł ostatni korzonek.
– Stamtąd! – kangur wskazał łapą kierunek swojego schowka.
Wkrótce obydwaj udali się na spoczynek, oczywiście każdy do swojego legowiska.
Wczesnym rankiem Urdlu wstał pierwszy i udał się na poszukiwanie wody, natomiast Mandya poszedł szukać pożywienia. Długo wędrował, ale opłaciło się, dotarł bowiem na wskazane przez kangura miejsce. Odkopał ukryty otwór i natychmiast zajął się jedzeniem. W tym samym czasie powrócił Urdlu. Kiedy zobaczył świeże ślady prowadzące w stronę jego schowka, bardzo się zdenerwował.
– A to co!? Chyba ktoś chce mnie pozbawić zapasów? – i niewiele myśląc pobiegł przed siebie. Gdy dotarł na miejsce, stanął jak wryty. Przed jego spiżarnią siedział kozioł i ze smakiem pałaszował korzenie.
– Dlaczego odkopałeś moją kryjówkę? – zapytał rozzłoszczony.
– Przecież sam mi ją pokazałeś! A ja byłem głodny … – tłumaczył się kozioł.
Ta odpowiedź jednak nie uspokoiła kangura. Z pięściami rzucił się na przyjaciela. Po chwili rozgorzała między nimi zacięta walka. Na szczęście w porę ich rozdzielono. Mandya odniósł wiele ran. Ze spuszczoną głową opuścił pole walki, a gdy znalazł się w bezpiecznej odległości, położył się na trawie i próbował zasnąć. Ból jednak był tak silny, że nie mógł zmrużyć oczu. Zaczął więc lizać rany. Nagle poczuł, że w jednej z nich tkwią kamienie. Ostrożnie je wyjął i z rozmachem rzucił za siebie. O dziwo, tam gdzie upadły, natychmiast zaczęły rosnąć góry. Kozioł zajęty sobą, nawet tego nie zauważył. Żeby złagodzić ból, zaczął dmuchać w rany, a wtedy wzniesienia stawały się coraz większe i większe. W taki oto sposób powstały góry. Kiedy Urdlu ochłonął, dotarło do niego, że bardzo źle postąpił. Postanowił przeprosić przyjaciela i nie zwlekając, udał się w stronę jego legowiska. Nagle zobaczył wyrastające przed nim wzgórza.
– Co tu się dzieje? Skąd te góry? Nie będę mógł już wędrować! – przeraził się nie na żarty. Obawiając się, że góry zawężą jego życiową przestrzeń, z całej siły przepchnął je bardziej na północ. I rzeczywiście miał teraz o wiele więcej miejsca, niestety, już bez trawy. Do dziś tam nie wyrosła. Miejsce to nosi nazwę Urdlurunha-Vilana, czyli Mieszkanie Kangura. Pozostał mu jeszcze do rozwiązania problem wody.
– Co ja mam teraz zrobić? Przecież nie mogę pozostać bez wody! – i w swej bezradności z całej siły uderzył ogonem o ziemię.   O dziwo, w miejscu tym powstała wielka dziura, która natychmiast napełniła się wodą. W ten sposób powstało Munda, dziś znane jako Jezioro Frome. Mandya widząc to, poczuł ogromną zazdrość. Niewiele myśląc, nasypał do wody soli, w ten sposób czyniąc ją niezdatną do picia. Do dziś dzień woda w jeziorze jest tak słona, że kangury nie mogą  jej pić. Zadowolony ze swego dzieła Mandya rozsiadł się na wzgórzach i z góry obserwował rozległą równinę, której ziemia na zawsze pozostała czerwona na znak jego walki z Urdlu. Miejsce to nazywane jest Mandya Arti, czyli Krew Mandya.

Żródło: Świat misyjny 4/2011