Kwiat Sahundry

Legenda z Madagaskaru

Ciężkie powietrze zalegało puszczę. Przez gęste liście drzew nie przenikały nawet najdrobniejsze promyki słońca. Nad brzegiem mętnej wody siedziała kilkuletnia dziewczynka. Myślała o swojej mamie, która chorowała właśnie z braku słońca. Tylko ono mogło pokonać wilgoć i zimno, jakie panowały w chacie. Prawie wszyscy ludzie z wioski powymierali z tego powodu.
Sahundra postanowiła odnaleźć słońce. „Kiedy już je odnajdę, wezmę tylko jeden promyczek, a on na pewno uzdrowi moją mamusię. Tylko gdzie go szukać?”
Na gałązce, tuż obok dziewczynki, usiadł maleńki ptaszek.
– Ach, koliberku, gdybyś ty mógł mówić, to na pewno wskazał byś mi drogę do słońca – rzekła do niego i czule pogłaskała go po piórkach.
Ptaszek wzniósł się w górę i za śpiewał tak, jakby chciał jej powiedzieć: „Idź w tamtą stronę”. Sahundra natychmiast pobiegła do domu i poprosiła mamę, aby mogła udać się na poszukiwanie słońca.
– Dobrze, córeczko, idź, bo już dłużej nie wytrzymam. Przynieś mi trochę jego ciepła – powiedziała.
Wkrótce dziewczynka wyruszyła w drogę. Przez wiele dni przedzierała się przez ciemny las. Pewnego dnia natrafiła na przeszkodę. Była to bardzo szeroka rzeka. Sahundra wyczerpana stanęła nad jej brzegiem i bezradnie rozglądała się wokół. Nagle zamarła z przerażenia. Tuż przy jej nogach leżał ogromny krokodyl.
– Proszę, me rób mi krzywdy. Idę po słońce dla mamy. Bez niego umrze z wilgoci – prosiła.
Krokodyl ruszył w stronę rzeki i spojrzał na dziewczynkę zachęcająco, a ona bez wahania usiadła na jego grzbiecie. Po chwili byli już na drugim brzegu.
– Dziękuję ci, przyjacielu – powiedziała na pożegnanie, po czym udała się w dalszą drogę.
Było jej coraz trudniej. Powoli traciła siły. Nie rezygnowała jednak. I opłaciło się, bo w pewnej chwili ujrzała maleńki jasny punkcik, który z każdym krokiem stawał się coraz większy… Aż w końcu ukazało się ogromne złote słońce. Sahundra była szczęśliwa. Dotarła wreszcie do celu. Zaraz obok niej pojawili się ludzie. Zabrali ją do swojej wioski i z zainteresowaniem wysłuchali jej opowieści. Na wieczornej naradzie jednogłośnie ustalili, że sprowadzą matkę dziewczynki do swej wioski. Tylko tu będzie mogła odzyskać zdrowie.
– Nie wiem, czy mama zechce opuścić naszą wioskę? Lepiej zanieście jej promyk słońca! – powiedziała.
Ale słońca nie można złapać – tłumaczyli jej.
– W takim razie podarujcie jej ten czerwony kwiat, który u was rośnie. Będzie to dla niej znak, że odnalazłam słońce.
Kiedy mężczyźni dotarli do wioski ukrytej głęboko w puszczy i pokazali kobiecie kwiat, wtedy jej oczy rozbłysły jak gwiazdy. Natychmiast opuściła niezdrowe miejsce i udała się na spotkanie ze słońcem. Od tamtej pory czerwone kwiaty (w kształcie dzwoneczków) kaktusów, rosnących na Madagaskarze, nazwane są kwiatami Sahundry, ponieważ rosną i rozwijają się tylko w słońcu.

Źródło: Świat misyjny 4/2001