Pies i Jeżozwierz

Afrykańska bajka

Pies i Jeżozwierz, choć wcale do siebie niepodobni, żyli ze sobą jak dwaj bracia. Stawiano ich za przykład przyjaźni i braterstwa. Jeden drugiemu pomagał, jak mógł i w czym mógł. Często też przesiadywali pod rozłożystą palmą, gawędząc po przyjacielsku. Byłoby pewnie tak do dziś, gdyby nie …
Pewnego razu Pies postanowił się ożenić. Rzecz jasna, nie chciał się żenić z byle kim. Kiedy więc usłyszał, że sam Lew chce wydać córkę za mąż, postanowił działać. Przedstawił sprawę Jeżozwierzowi i poprosił, żeby towarzyszył mu w tej wyjątkowej wyprawie. Ten zaś chętnie się zgodził. Po dniu przygotowań wyruszyli w drogę. Byli obładowani, bo nieśli ze sobą wiele weselnych prezentów: miedziane pierścienie, maczetę, dzidę, bukłaki, ozdobne noże i wiele innych rzeczy.
– Słuchaj, przyjacielu – powiedział Pies. – Mam jedno brzydkie przyzwyczajenie.
Otóż obgryzam kości i biegnę za nimi, gdy ktoś mi je rzuci. Pamiętaj, żeby nie rzucać ich na ziemię. Lew to wielki pan, chcę więc wypaść przed nim jak najlepiej …
– Dobrze, że mi przypomniałeś, bo ja niestety mam zwyczaj rzucania kości na ziemię … Będę więc bardzo uważał. A jeśli już o przyzwyczajeniach, to ja też mam takie jedno, które psuje mi opinię. Tak bardzo lubię słodkie pataty, że kiedy tylko je zobaczę, natychmiast się na nie rzucam. Pamiętaj więc, byśmy w żadnym wypadku nie szli w stronę ogródka – poprosił Jeżozwierz.
Kiedy dotarli do celu, Lew przyjął ich bardzo serdecznie.
Wysłuchał, z czym przychodzą, a potem wskazał miejsce noclegu. Po krótkim odpoczynku zaprosił ich na kolację. Kiedy do jadalni weszła młoda Lwica, przyjaciele zaniemówili z wrażenia. Słyszeli o jej piękności, ale to co zobaczyli, przeszło ich wyobrażenia. W czasie kolacji Jeżozwierz nie mógł oderwać oczu od urodziwej panny. Zaczął zazdrościć Psu, że nie jest na jego miejscu. „To niemożliwe – rozmyślał – żeby taki byle Pies ożenił się z taką pięknością. Ja to co innego! Muszę coś zrobić, bo to moja życiowa okazja. ”
W chwili, gdy ogryzał udko z kury, przypomniał sobie, o co prosił go Pies.
A więc znalazł na niego sposób. Ukradkiem rzucił kość w kąt, a Pies nie zważając na innych, rzucił się na nią łapczywie. Przy stole zapanowała głęboka cisza, wyraźnie więc było słychać mlaskanie Psa. Gospodarz i jego córka byli w szoku. Zaraz po kolacji Lew przemówił.
– Na początku wydawało mi się, że Pies chciał się starać o rękę mojej córki, chyba jednak się przesłyszałem. Myślę, że to nawet dobrze, że kandydatem na jej męża jest Jeżozwierz, bo Pies ma takie dziwne zachowania.
Zawstydzony Pies spuścił głowę, a ogon schował pod siebie. Nagle zrozumiał, co przyjaciel zamierza. „Ja jej nie dostanę – pomyślał – ale ty też jej nie będziesz miał.” Głośno jednak nic nie powiedział. Jeszcze przed snem wyszedł za dom i sprawdził, czy w ogrodzie są słodkie pataty. Były i to dużo …
Rano obydwaj przyjaciele spotkali się na podwórku. Zachowywali się, jakby nic się nie stało.
– Przejdźmy się trochę przed śniadaniem, to powiem ci coś ważnego – powiedział Pies i poprowadził Jeżozwierza prosto w stronę patatów. A ten, kiedy tylko je zobaczył, natychmiast zabrał się za jedzenie. W takiej właśnie sytuacji zastał go Lew. Spojrzał na niego oburzony i udał się do córki. A ona gdy tylko o tym usłyszała, rozpłakała się i powiedziała, że za złodzieja nie wyjdzie.

Dawni przyjaciele zostali więc odprawieni z kwitkiem. Zabrali ślubne prezenty i ruszyli w powrotną drogę. Wkrótce zaczęli się kłócić. Jeden zwalał winę na drugiego, ale żaden nie chciał się do niczego przyznać. Rozdzieli się więc i każdy poszedł swoją drogą. Pies dotarł do wioski i zamieszkał z ludźmi. Jeżozwierz pozostał w lesie. I tak jest do dziś.

Gdyby nie zazdrość pewnie dotąd żyliby w zgodzie. To ona zniszczyła ich przyjaźń i poróżniła między sobą.

Romuald Bakun CM

Źródło: Świat misyjny 6/2005