Przyjaźń wierna jak drzewo

Bajka  z Ameryki Południowej

W głębokiej dżungli wśród wielu różnych drzew, krzewów i bluszczów rosło drzewo, które czuło się bardzo samotne. Nic je nie cieszyło: ani ciepłe promienie słońca, ani spływające krople deszczu czy rosy. Z każdym dniem popadało w coraz większa apatię. Pewnego jednak razu sytuacja się zmieniła. Otóż na leśnej polanie pojawił się mały Indianin i upodobał sobie właśnie osamotnione drzewo. Przychodził pod nie tak często, że nawiązała się między nimi nić przyjaźń. Chłopiec zbierał z ziemi liście, które drzewo gubiło, i robił z nich królewską koronę. Później zakładał ją sobie na głowę i udawał, że jest królem dżungli. Kiedy indziej wspinał się na drzewo i huśtał na jego gałęziach. Innym razem bawił się w chowanego pośród jego liści. A gdy przychodził czas owocowania, zajadał się pysznymi owocami. Zawsze po takich harcach zasypiał w jego cieniu. Drzewo pokochało chłopca, a chłopiec drzewo. Oboje byli szczęśliwi…
Jednak jak to w życiu bywa upływający czas stał się ich wrogiem. Chłopiec  wkroczył w okres dorastania i coraz mniej czasu spędzał pod drzewem, które ponownie poczuło się samotne.
– O, cieszę się, że jesteś. Pohuśtaj się na moich gałęziach – powiedziało drzewo, kiedy pewnego razu przyszedł do lasu.
– Nie, jestem już za duży, żeby się bawić – odpowiedział. – Teraz muszę mieć pieniądze na dobrą zabawę. Możesz mi je dać?
– Niestety nie mam pieniędzy, ale zerwij moje owoce i sprzedaj na targu. W ten sposób zdobędziesz pieniądze i będziesz szczęśliwy.
I chłopiec tak zrobił. Wspiął się na drzewo, strząsnął wszystkie owoce i zabrał je na targ. Drzewo znowu poczuło się szczęśliwe. Nie na długo jednak. Chłopiec bowiem przestał przychodzić. Mijały dni, a ono na próżno wypatrywało swego przyjaciela. Kiedy więc pojawił się na horyzoncie, zaszumiało z radości.
– Przyszedłeś do mnie. Bardzo się cieszę. Wejdź na mój konar i pohuśtaj się na gałęziach, a znowu poczujesz się szczęśliwy – rzekło widząc, że chłopiec jest smutny.
– Nie mam czasu na zabawę: Jestem zbyt zajęty, bo chcę zbudować dom, przyszedł bowiem czas na żonę i dzieci. Czy możesz mi dać dom? – zapytał.
– Niestety nie mam domu. Moim domem jest las, ale jeśli chcesz, możesz ściąć moje gałęzie i wybudować sobie dom. Wtedy znowu będziesz szczęśliwy.
I tym razem młody człowiek posłuchał rad drzewa. Ściął wszystkie jego gałęzie i zabrał ze sobą, by zbudować dom. A drzewo ponownie odzyskało radość życia.
Indianin znów nie przychodził do lasu przez długi czas. A gdy pewnego dnia pojawił się pod drzewem, ono było tak szczęśliwe, że nie mogło mówić.
– Witaj chłopcze, może tym razem zechcesz się pobawić: – wyszeptało ze wzruszeniem.
– O, nie! Za stary i za smutny jestem, żeby się bawić. Potrzebuję łodzi, która zabrałaby mnie daleko stąd. Czy możesz mi ją dać? – po raz kolejny poprosił o coś drzewo.
– Tak, zetnij mój pień i zrób z niego łódź. Będziesz mógł popłynąć daleko stąd na pewno będziesz szczęśliwy – ucieszyło się drzewo, że i tym razem może pomóc swojemu ulubieńcowi.
Mężczyzna ściął pień, wydrążył łódź i odpłynął. Drzewo znowu było szczęśliwe. Upływały dni, miesiące, lata. Kiedy drzewo całkiem już straciło nadzieję, że ujrzy przyjaciela, wtedy pojawił się przed nim.
– Przepraszam, chłopcze – powiedziało drzewo – ale nie mam już nic do ofiarowania. Nie mam owoców, żebyś mógł zjeść, nie mam gałęzi, żebyś mógł się pohuśtać, nie mam nawet konara, żebyś mógł się po nim wspiąć.
– Moje zęby są za słabe, żeby jeść owoce – odpowiedział Indianin. – Jestem też za stary, żeby się huśtać i nie mam sił, żeby się wspinać.
– Tak mi przykro, że nie mogę nic ci podarować, ale nic mi już nie zostało. Jestem tylko starym pniem. Przepraszam – westchnęło drzewo.
– Ale ja już niewiele potrzebuję do szczęścia – odpowiedział Indianin.
– Może tylko spokojnego miejsca, gdzie mógłbym sobie odpocząć, bo jestem bardzo zmęczony. Drzewo słysząc te słowa, prawie podskoczyło z radości.
– O! To mój stary pień nadaje się do tego doskonale. Usiądź zatem na nim i odpocznij sobie.
Człowiek spełnił życzenie drzewa i usiadł na jego starym pniu, a ono znowu było szczęśliwe.

Źródło: Świat misyjny 3/2009