Wąż i mędrzec

Bajka z Indii

Nieopodal pewnej wioski żył sobie wąż. Był tak ogromny, że swoim wyglądem budził strach w ludziach, nawet w tych najodważniejszych. Wszyscy na jego widok kryli się, gdzie mogli, inaczej byliby narażeni na niechybną śmierć. Wąż nie znał uczucia litości, taka bowiem była jego natura. Żywił się, czym popadnie. Człowiek był jednym z jego ulubionych przysmaków.
Mieszkańcy wioski żyli w ciągłym strachu. Niewiele jednak mogli poradzić. Ograniczali jedynie swoje wyprawy poza wioskę, nikt przecież nie chciał stracić życia. Pewnego razu zebrała się rada starszych i ustaliła, że dłużej tak być nie może. Trzeba udać się po poradę do znanego w okolicy mędrca. Spośród zgromadzonych na radzie znalazł się ochotnik, który niezwłocznie udał się do starca ze skargą. Bardzo liczył, że ich spotkanie przyniesie jakieś owoce.
– Ratuj nas, dobry człowieku, bo inaczej wyginiemy – powiedział, kiedy stanął przed starcem, który z uwagą wysłuchał słów przybysza. Na pożegnanie obiecał, że natychmiast zajmie się sprawą. Wkrótce udał się do węża. Długo ze sobą rozmawiali. Mędrzec wyrzucał mu niego dziwne zachowanie względem ludzi. Roztaczał wizje udręczonych mieszkańców wioski.
– Powiedz, czym ci zawinili, że się na nich uwziąłeś? Czy naprawdę nie masz serca, żeby tak dręczyć tych biedaków? Mało mają własnych kłopotów, że i ty musisz dodawać im trosk?
Wiele jeszcze gorzkich słów padło z jego ust, które poruszyły węża do żywego. Ostatecznie przyrzekł starcowi, że zaprzestanie swych niecnych praktyk. I trzeba przyznać, że słowa dotrzymał. Od chwili spotkania nawet nie spojrzał w stronę wioski. Schodził mieszkańcom z drogi, żeby tylko nie wzbudzić w nich najmniejszego łęku. Czas płynął… Wieśniacy przyzwyczaili się do widoku umykającego przed nimi węża. Jeśli nawet zdarzyło się, że ich drogi akurat się zeszły, kpili z niego prosto w oczy. Już zapomnieli, że wcześniej to on był dla nich postrachem.
– Po co ci te dwa duże zęby, skoro nie umiesz z nich zrobić użytku? – wołali ze śmiechem. Nawet dzieci nic sobie z niego nie robiły, a bywało, że rzucały kamieniami, żeby go postraszyć. Po pewnym czasie wąż miał już tego wszystkiego serdecznie dość. Tym razem to on udał się do domu mędrca.
– Twoja rada nie była dobra. Stałem się pośmiewiskiem ludzkim. Już nie czują przede mną respektu. Pogardzają mną, a nawet biją. Cierpię z tego powodu. Nie wiem, co mam robić. Chyba opuszczę to miejsce, bo inaczej musiałbym powrócić do dawnych zachowań.  Obiecałem ci jednak, że nie będę robił im krzywdy. Co mi teraz poradzisz, mędrcze? – zapytał zbolałym głosem.
– Mam dla ciebie bardzo prostą radę – uśmiechnął się starzec. – Zabroniłem ci zadawać śmierć mieszkańcom wioski, ale nie zabroniłem na nich syczeć.

Źródło: Świat misyjny 1/2009