Smak soli

Bajka z kontynentu europejskiego.

Żył sobie kiedyś pewien król. Był dobrym władcą. Dbał o swój lud. Bardzo mu zależało, żeby wszyscy poddani go kochali. I tak było. Ludzie z wielką sympatią i szacunkiem odnosili się do swego władcy. Wszyscy więc byli szczęśliwi.

Król miał piękną i mądrą żonę, która urodziła mu trzy córki. Ojciec był z nich niezwykle dumny. One też wyrosły na piękne i mądre panny.

Pewnego razu król wezwał je do siebie, a gdy wszystkie trzy stanęły przed nim, zapytał najstarszą:

– Powiedz mi, droga córko, jak bardzo mnie kochasz.

Dziewczyna upadła do kolan ojca i rzekła:

– Kocham cię, najdroższy ojcze, jak miód.

Uradowany król uściskał ją i z tym samym pytaniem zwrócił się do średniej.

– A ty, dziecko, jak mnie kochasz?

– Ja, ojcze, kocham cię jak cukier.

I tym razem ojciec był bardzo zadowolony z odpowiedzi. Przytulił córkę do serca i po chwili skierował wzrok na najmłodsze dziecko. Królewna stała z boku. Wiedziała, że ojciec zapyta ją o to samo. I cóż ona ma odpowiedzieć? Czy można słowami wypowiedzieć to, co czuje się w swym sercu? Do czego może porównać to wielkie uczucie, którym obdarza swego ojca?

Kiedy dziewczyna usłyszała pytanie, nie od razu odpowiedziała.

– Ja, tatusiu, kocham cię jak, jak sól – rzekła po chwili.

W komnacie zapanowało milczenie. Król posmutniał, odwrócił głowę i zapłakał – jego najmilsze dziecko nie kocha go. Odszedł więc i nawet na nią nie spojrzał.

Królewna też się zmartwiła. Wiedziała, że uraziła ojca. A przecież myślała, że również jej porównanie zrozumie.

Zapłakała z żalu, a kiedy nadszedł zmrok, opuściła pałac. Poszła w świat. Wędrowała bardzo długo, aż w końcu opadła z sił. Zapukała więc do pierwszych napotkanych drzwi. Była to karczma. Gospodarze przygarnęli dziewczynę. Pozwolili jej zostać i pracować u siebie. A ona robiła wszystko, aby odwdzięczyć się za ich dobroć.

Pewnego razu przed karczmę zajechał orszak królewski W progu stanął król. Był zmęczony i głodny. Od wielu miesięcy szukał swojej córki.

Dziewczyna natychmiast poznała ojca, a on nawet na nią nie spojrzał. Poprosił tylko o jadło, bo zaraz chciał ruszać w dalszą drogę.

Wkrótce na stole pojawiły się misy. Gorące mięsa i parujące ziemniaki. Król rzucił się na jedzenie. Skosztował mięsa i natychmiast odstawił na bok, sięgnął po ziemniaki i też z niesmakiem odsunął od siebie. Rozgniewany przywołał karczmarza.

– Kto przygotował ten posiłek? Tego nie da się zjeść! Wszystko jest bez soli.

W tym momencie stanęła przed nim królewna i powiedziała:

– Ja to przygotowałam, ojcze. Pamiętasz, kiedy ci powiedziałam, że kocham cię jak sól, ty mnie odtrąciłeś. Powiedz, czy potrawy bez soli mają smak?

– Wybacz mi, córko. Myślałem, że mnie nie kochasz. A teraz wiem, że można obejść się bez cukru i miodu, ale nie da się przygotować potraw bez soli. Teraz wiem, że bardzo mnie kochasz.

Źródło: Świat misyjny 5/2003