Księżniczka ognia

Bajka  argentyńska

Żyła sobie kiedyś pewna księżniczka. Była niewyobrażalnie bogata, a zarazem piękna i mądra. Mnóstwo kandydatów starało się o jej rękę. Zjeżdżali z różnych stron świata, jednak nie tyle ze względu na jej mądrość i urodę, co na bogactwa, które chcieli posiąść dzięki małżeństwu. Księżniczka była bardzo zmęczona tymi fałszywymi adoratorami, dlatego postanowiła, że wyjdzie za tego, który przyniesie jej delikatny i szczery prezent.
Kiedy publicznie ogłoszono jej decyzję pałac zapełnił się wonnymi kwiatami, cennymi i mniej cennymi prezentami, listami miłosnymi oraz wierszami zakochanych poetów. Księżniczka, przeglądając dary, znalazła wśród nich najzwyklejszy kamień.
– A cóż to za śmiałek podarował mi zwykły, brudny kamień? – zapytała wzburzona i rzuciła go w kąt.
Sprawa nieszczęsnego kamienia nie dawała jej spokoju. Intrygowało ją, co taki prezent może oznaczać. Kim jest ofiarodawca? Jak wygląda? Nie znając odpowiedzi na żadne z tych pytań, wezwała do siebie służbę.
– Kto mi ofiarował ten kamień? Chcę widzieć człowieka, który być może ze mnie zakpił – rozkazała.
I obrażona czekała na tego, który podarował jej tak niezwykły prezent.
– Proszę mi wyjaśnić, co oznacza ten twardy, szary kamień? – zapytała, gdy stanął przed nią urodziwy młodzieniec.
– Wybacz, księżniczko, jeśli cię obraziłem. Ten kamień symbolizuje moje serce, które mógłbym ci ofiarować na zawsze. Niestety, nie może być ono jeszcze twoje, bo jest za twarde i zamknięte jak ten kamień. Jeśli jednak napełniłoby się miłością, to z pewnością by zmiękło i stało się delikatne jak nic na świecie. Musiałby jednak znaleźć się ktoś taki, kto by to uczynił  po tych słowach młody człowiek ukłonił się i odszedł, zostawiając mocno zdziwioną księżniczkę. A ona stalą jak „zamurowana”. Była pod ogromnym wrażeniem tego człowieka. Odnalazła  kamień i przez cala czas nosiła go przy sobie. Zaczęła młodzieńcowi okazywać szczególne względy, obdarowując też prezentami. On jednak pozostawał nieczuły i twardy jak kamień w jej rękach.
Czas płynął i nic się nie zmieniało. Księżniczka daremnie wzdychała do wybranka swego serca. Jego obojętność bardzo ją bolała, dlatego pewnego dnia, postanowiła pozbyć się owego kamienia. Z tej swojej bezradności wrzuciła go prosto w ogień. I o dziwo, ten twardy kruszec po kilku chwilach rozsypał się jak piasek i wyłoniła się z niego piękna, złota figura. Zrozumiała wtedy, że jeśli sama nie stanie się jak ogień, to nie przemieni tego, czego dotyka. Musi oddzielić rzeczy niepotrzebne od rzeczy ważnych.
Następne miesiące w zamku upływały pod znakiem zmian. Księżniczka położyła kres przepychowi i nadużyciom. Kosztowności zamieniała na żywność dla ubogich ludzi z jej królestwa. Dzieciom zapewniła naukę, ludziom starszym opiekę. Odtąd wszyscy, którzy spotykali się z księżniczką, wychodzili oczarowani nie tylko jej urodą, ale również charakterem i bezpośredniością. Wszystko robiła z ogromną wrażliwością. Stworzyła wokół siebie wspaniałą atmosferę. W jej obecności ludzie czuli się bardzo dobrze. Przekazywała takie ciepło, że poddani zaczęli czule nazywać ją „księżniczką ognia”.
I tak jak stało się z kamieniem, po pewnym czasie jej ogień rozbił twardą skorupę serca owego młodzieńca. Mężczyzna stał się otwarty, sprawiedliwy i czuły. Pokochał księżniczkę całym sercem i uszczęśliwił ją do końca życia.
Prawdziwa miłość daje siłę, aby zmieniać świat, trzeba jednak zawsze zaczynać od siebie samego.

Źródło: Świat misyjny 5/2009