Bajka o spełnionym marzeniu

Działo się to w takich czasach, kiedy wszystkie zwierzęta żyły ze sobą w zgodzie i potrafiły się porozumiewać. Było więc to dawno, bardzo dawno temu. A historia, którą za chwilę przeczytacie, wydarzyła się w samym środku dzikiego buszu. Żyła tam pewna świnka o imieniu Pongi. Była malutka i miała różową, delikatną skórkę. Wyglądała jak zabawka. Inne zwierzęta bardzo ją lubiły i opiekowały się nią. Jedno przez drugie prześcigało się w okazywaniu jej swojej sympatii. Co rusz znosiły jej ulubione przysmaki.

– Pongi, mam dla ciebie orzeszki. Przyniosłem je z dalekich stron – mówiąc to rajski ptak z dumą wystawiał pierś i majestatycznie rozkładał swój długi ogon.

– A ja mam dla ciebie dzikie banany. Lubisz je, prawda? – upewniał się kazuar.

– Bardzo wam dziękuję, drodzy przyjaciele. Jest mi przykro, bo ja dla was nic nie mam – odpowiadała zakłopotana świnka.

– Nie musisz nam nic dawać. Jesteś taka malutka i bardzo cię lubimy. Chcemy się tobą opiekować.

A może pobawimy się razem – prosiły.

Świnka chętnie na to przystawała. Do zabawy przyłączały się również dziobaki, kolorowe papugi i inne zwierzęta. Było naprawdę miło i wesoło.

I tak beztrosko płynęły dni i miesiące… Jednak po pewnym czasie mała Pongi wyrosła. Jej delikatna i różowa skóra stała się teraz szorstka i przybrała brudnoszary kolor. Nie była już tak piękna jak kiedyś. Z każdym dniem ubywało jej też przyjaciół. Aż w końcu została sama. Nikt już nie miał dla niej czasu, nikt nic jej nie ofiarował, nawet wtedy, gdy była głodna…

Świnka poczuła się odrzucona i samotna. Chodziła smutna i zamyślona. Tęskniła za prawdziwym przyjacielem – takim, dla którego nie będzie ważny wygląd. A ponieważ takiego nie było, nagle zapragnęła zostawić to wszystko i uciec gdzieś daleko. Pewnego dnia nie oglądając się za siebie, ruszyła w drogę. Z trudem przedzierała się przez bujne zarośla, raniąc sobie boki, opadała z sił, ale wciąż szła do przodu. Wierzyła, że gdzieś daleko czeka na nią przyjaciel.

No i marzenie spełniło się. Po wielu dniach trudnej wędrówki, zupełnie wyczerpana, znalazła się na polanie, na której stała mała chatka, a przed nią człowiek.

– A cóż to za stworzenie? Jeszcze nigdy nie widziałem czegoś równie pięknego. Jesteś trochę zaniedbana, ale nie martw się już ja się tobą zaopiekuję – powiedział mężczyzna i z czułością wziął Pongi na ręce. Zaniósł do chaty, nakarmił i opatrzył rany. Świnka spojrzała na niego z wdzięcznością i pomyś1ała „Tak, to jest on – mój przyjaciel”.

Od tamtej pory minęło wiele, wiele czasu, ale dla Papuasów świnie wciąż są największym skarbem. Troszczą się o nie tak jak o członków rodziny. Nawet najmniejsza świnka ma swoje imię i – choć biegają wszystkie razem – każdy doskonale wie, czyja która jest.

Źródło: Świat misyjny 3/2002