Niegościnny dom

W niewielkim mieście, u podnóża gór, żył pewien bogobojny człowiek. Mężczyzna ów bardzo często się modlił – rano, w południe i wieczorem, a nawet w nocy. Dziękował wtedy Panu Bogu za wszystko i prosił o błogosławieństwo. Jego modlitwa zawsze była staranna. Nigdy jej nie zaniedbywał. Każdego poranka biegł też do świątyni. Pewnego dnia człowiek ten modlił się szczególnie żarliwie:

– Boże, codziennie przychodzę do świątyni, by się modlić. Zawsze zapalam świecę i składam ofiarę. Proszę, przyjdź choć jeden raz do mojego domu.

Bóg wysłuchał jego modlitwy i rzekł:

– Dobrze, odwiedzę cię jutro.

Mężczyzna był ogromnie szczęśliwy. Z wrażenia nie mógł spać. Wstał bardzo wcześnie, żeby przygotować się na przyjście Boga. Starannie wysprzątał dom i obejście wokół niego. Wkrótce było tak czysto, że nawet kamyki w posadzce iskrzyły blaskiem. Na najdostojniejszego gościa czekała też ogromna patera po brzegi wypełniona wspaniałymi ciastami i egzotycznymi owocami. Wszędzie wokół roztaczała się cudowna woń kosztownych olejków.

Żeby jak najbardziej godnie uczcić przybysza, człowiek rozłożył przed domem kolorowy i miękki dywan, który niegdyś odkupił od wędrownego handlarza z dalekich krajów. Wcześniej używał go tylko przy naprawdę wielkim święcie. Z okazji tej niezwykłej wizyty w każdym kącie ustawił pachnące kwiaty, a na ścianach domu zawiesił girlandy z jaśminu i lilii. Na oknach zaś poustawiał flakony pełne najpiękniejszych róż. Przed dom wystawił także kamienną ławę, aby Bóg mógł na niej spocząć, gdy tylko przyjdzie.

Kiedy wszystko było już gotowe, mężczyzna wyszedł przed dom i czekał. Wkrótce jednak nadszedł czas porannej modlitwy, zaczął więc się modlić. W tym samym czasie obok domu pobożnego człowieka przechodził chłopiec. Ubrany był w nędzne szaty. Widać było, że jest bardzo głodny, bo kiedy tylko ujrzał w oknie talerz pełen smakołyków, poprosił:

– Panie, masz tyle przepysznych ciasteczek, czy mógłbyś mi dać choć jeden maleńki kawałeczek?

– Uciekaj stąd i to szybko! Nic ci nie dam, bo przygotowałem to dla Boga, który dzisiaj mnie odwiedzi – mężczyzna przegonił chłopca i spokojnie dokończył poranną modlitwę. Pomyślał sobie, że skoro Bóg nie przyszedł do niego podczas porannej modlitwy, to na pewno odwiedzi go, kiedy będzie się modlił w południe. Usiadł więc wygodnie na ławeczce i cierpliwie czekał. W pewnej chwili jego spokój zakłócił żebrak.

– Dobry człowieku, daj grosik potrzebującemu – poprosił o jałmużnę.

„Dobry człowiek” przepędził jednak biedaka nic mu nie dając. Kiedy tamten tylko odszedł, zamiótł nawet miejsce, na którym on stał, a następnie zabrał się do odmawiania południowych modlitw.

Minęło jednak południe, a Boga wciąż nie było. Mężczyzna uzbroił się w cierpliwość i dalej czekał… Kiedy na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy, chcąc nie chcąc, rozpoczął wieczorne modlitwy. I wtedy właśnie przed domem pojawił się kolejny wędrowiec.

– Wybacz, panie, że przerywam ci modlitwę, ale czy nie mógłbym spędzić nocy na twojej ławce? Jestem już bardzo znużony, a boję się iść dalej, bo nocą w górach grasują niebezpieczne zwierzęta – prosił.

– Nigdy w życiu! To miejsce zarezerwowane jest dla Boga. Odejdź stąd szybko, bo może właśnie nadchodzi. Poszukaj sobie innego miejsca na nocleg! – krzyczał rozzłoszczony.

Nadeszła noc. Mężczyzna był ogromnie zawiedziony. Bóg nie przyszedł. Nie

dotrzymał słowa.

Następnego ranka człowiek ów poszedł do świątyni na poranną modlitwę. Jak dawniej zapalił świecę i złożył ofiarę, ale tym razem głośno się poskarżył:

– Dlaczego do mnie nie przyszedłeś, Boże? Przecież mi obiecałeś!

– Trzy razy przychodziłem do ciebie, ale ty za każdym razem mnie przepędziłeś – rzekł Bóg.

I zawstydził się wtedy człowiek, bo dopiero teraz zrozumiał, kim byli ludzie, których przepędził ze swego domu.

Na podst. „Sternsinger” oprac. Elżbieta Bralewska

Źródło: Świat misyjny 2/2004